Słodki konkurs z wafelkami Familijne od Jutrzenki :)
Witajcie :) Dziś zapraszam Was na słodziutki konkurs z wafelkami Familijne od Jutrzenki :) Nagrody też są słodziutkie, bo są to wafelki oczywiście i ten cudny ręcznie malowany kubek, który jest widoczny powyżej :)
Wafelki Familijne mleczne to przepyszne, cienkie i niezwykle chrupiące wafelki z grubą warstwą kremu. Stanowią propozycję dla osób ceniących w słodyczach wyrazisty, mleczny smak. Produkt jest dedykowany przede wszystkim dzieciom, ale z pewnością zyska też amatorów wśród dorosłych. Mogą one stanowić przekąskę, która umili każdą chwilę w gronie najbliższych i nie tylko. Produkt będzie też pysznym dodatkiem lub słodką alternatywą dla domowych wypieków :)
Zasady konkursu:
1. Trzeba udzielić odpowiedzi na oto takie pytanie:
Podajcie wasze najsmaczniejsze wspomnienia z dzieciństwa oczywiście te słodkie :))
2. Podpisać się pod swoim wspomnieniem.
3. Jedna osoba może przesłać tylko jedną odpowiedź.
4. Odpowiedzi należy umieszczać pod tym wpisem w komentarzu.
5. Forma wypowiedzi dowolna: wierszyk, fraszka itd. co tylko przyjdzie Wam fajnego do głowy.
6. Konkurs trwa od dzisiaj tj. 08.11.2013 do 22.11.2013 roku do godziny 24:00
7. Zwycięzcy zostaną ogłoszeni w ciągu 3 dni od daty zakończenia konkursu.
8. Nagrody zostaną wysłane przez sponsora i producenta wafelków Familijne Jutrzenka
W konkursie do wygrania jest aż 5 super zestawów wafelków Familijne plus super ręcznie malowany kubek:
1. Ręcznie malowany kubek krówka
2. 3x wafelki Familijne mleczne:
3. Familijne wafle Gofrowe z musem o smaku waniliowym
4. Familijne wafle mleczne o smaku truskawkowo-śmietankowym
5. Familijne wafle o smaku cytrynowym
6. Familijne wafle o smaku kokosowym
7. Familijne ciastka Maślane
8. Familijne ciastka Murzynki
Familijne to marka współczesnej rodziny, której oferta obejmuje chrupiące wafle i pyszne ciastka. Jej produkty sprzyjają czerpaniu spontanicznej radości z przebywania z najbliższymi, inspirują do wspólnej zabawy, śmiechu oraz żartów. Uczestniczą w rodzinnych spotkaniach, czyniąc je wyjątkowymi, budując więzi, wzajemną bliskość.
Zapraszam do udziału w konkursie :) Czekam z niecierpliwością na Wasze twórczości :))
Moim słodkim wspomnieniem z dzieciństwa jest przepyszne ciasto "chatka puchatka". Były to herbatniki wyłożone masą serową. Na koniec wszystko się składało tak, aby ciasto kształtem przypominało chatkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam przygotowywać ten deser wraz z mamą i siostrą. Pamiętam jak zajadałam się tym przepysznym ciastem, a z powodu iż było one bardzo sycące nigdy nie mogłam zjeść nawet jednego kawałka.
Aż miło powspominać te dziecięce czasy, z chęcią jeszcze raz zjadłabym tą chatkę.
Być może jeszcze kiedyś ją zrobimy?
Pozdrawiam, Maja, majkos26@wp.pl
Najsmaczniejsze wspomnienia z dzieciństwa to pampuchy na słodko z nadzieniem serowym polane słodką śmietanką i posypane cukrem. Pychota! Bez tego dania nie mogły się zacząć wakacje. W pierwszy dzień wakacji jechaliśmy do babci pochwalić się świadectwami, a babcia witała nas przepysznymi pampuchami. I jeszcze truskawki z cukrem i śmietaną, takie gniecione widelcem z dużymi kawałkami. I jeszcze chleb ze śmietaną i cukrem. No czy może być coś lepszego? Zwykła niezwykła pajda chleba grubo posmarowana swojską śmietanką i posypana cukrem. Mniam :) Oczywiście w tym zestawie pyszności z dzieciństwa nie mogłoby zabraknąć ciasta drożdżowego, najlepiej z jabłkami. I najlepiej babcinego, bo jak wiadomo "u babci jest słodko, świat pachnie szarlotką..." :)
OdpowiedzUsuńKasia Polowczyk
kasia_b10@interia.eu
Pozdrawiam!
Moje najsmaczniejsze wspomnienie z dzieciństwa to Pierogi z truskawkami polane jogurtem naturalnym i posypane cukrem oraz chałka posmarowana domowym dżemem,mniam. Pierogi z truskawkami robi często moja babcia i są o niebo lepsze niż te kupione. A chałke posmarowaną domowym dżemem pamiętam bardzo dobrze z dzieciństwa,ponieważ często przychodziłam i przychodzę nadal do dziadków i jest to ulubione sniadanie mojego dziadka. Uwierzcie,że to jest na prawdę pyszne. Uwielbiam takie słodkości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Martyna, miss7buziaczek@onet.pl
MMMMM, ale smakowity konkurs.
OdpowiedzUsuńMimo, że w naszym domu zawsze gościły domowe ciasta, a babcia była specjalistką od makowców, rolad i kołoczy śląskich to najbardziej z dzieciństwa zapamiętałam zupełnie inną rzecz.
Babcia zawsze na święta piekła więcej pierniczków i część odkładała do puszki. Później wyjmowała je na przykład latem, ścierała na tarce i posypywała nimi kaszę jęczmienną ugotowaną na sypko. Wszystko to polewała topionym masełkiem i posypywała cukrem! Mistrzostwo, delicja, pyszności!
Lucyna Pyszny
lucynapyszny@op.pl
Moim najsmaczniejszym i najbardziej wyraźnym wspomnieniem z dzieciństwa jest najprostszy kogel-mogel ucierany bezpośrednio w szklance. Najpierw ucierała go dla mnie moja Mama, a potem już ja osobiście w przypływie nieopanowanej ochoty na słodkości- zawsze spełniał swoje zadanie. Prosty, szybki i pyszny. Tylko niektóre szklanki mieliśmy niemiłosiernie porysowane od wewnątrz :)
OdpowiedzUsuńPaulina
Moim słodkim wspomnieniem z dzieciństwa są wafle przekładane dżemem lub kremem czekoladowym. Pamiętam jak razem z mamą je robiliśmy, ile było frajdy i zabawy przy ich robieniu. Co prawda suche wafle kupowało się ale z masami można było szaleć. Smakowały nieziemsko. Wafle różnego rodzaju lubię do dziś i dlatego zdecydowałam się opisać o moich wspomnieniach, bo nagroda jest pyszna:)
OdpowiedzUsuńPs. A pamiętasz cukierki Pokerowe? Czekolada, cukierek z cukru a w środku przepyszny alkohol. Papierek był czarno-czerwony z motywami kolorów kart.
Ania
kuchniapachnacabzem@onet.pl
Olga
UsuńMoje dzieciństwo było przepełnione cudownie pachnącą gumą balonową, słodką watą cukrową, puszystą szarlotką mojej babci, lukrowanymi pierniczkami i karmelowymi ciągutkami. Te wszystkie smaki, zapachy i kolory wspominam z rozrzewnieniem i z lekkim utęsknieniem. Choć nie wrócą dawne czasy, namiastkę dzieciństwa wprowadzam do swojego domu, robiąc ciasta i słodkości z mojej młodości.
casablanca12@wp.pl
a czy mogę swoją odpowiedź przesłać mailem? :) bo niestety tu jest to niemożliwe a wczoraj jak coś przeglądałam to się po prostu uśmiałam! i chciałabym się tym podzielić ;)
OdpowiedzUsuńNiestety odpowiedź musi być umieszczana pod wpisem, żeby mogła brać udział w konkursie.
UsuńGdy mnie spytasz - Co takiego przed laty jadłaś słodkiego?
OdpowiedzUsuńZaraz mówię - ASPIRYNKA - na myśl o niej cieknie ślinka.
"Dziwne" - rzeknie ten i owy, zadziwiony tymi słowy.
Wszak lekarstwem żadne dziecię nie zachwyca się na świecie.
Tajemnica tkwi w szczególe, że to nie jest lek, w ogóle!
To ciasteczko wyśmienite - kruche, z lukrem - znakomite!
Nie obyło się bez niego żadne święto mój kolego.
To wspomnienie moje miłe z mym dzieciństwem wiążę ściśle.
replayjt@gmail.com
Najsmaczniejsze i najsłodsze wspomnienie z dzieciństwa to nic z wyrobów, mojej mamy czy babci. Najlepiej wspominam ciepłe, wręcz upalne popołudnia, kiedy gdzieś między dziećmi na podwórku roznosiły się plotki o przyjeździe wesołego miasteczka na moje niewielkie osiedle. I choć czerpałam niebywałą radość z przejażdżek na cudownych, kolorowych karuzelach to było w tym wydarzeniu coś o wiele lepszego. Gdzieś między gwarem zbiegających się zewsząd dzieci, między migocącymi lampkami karuzeli, stał pewien Pan ubrany na biało, obok niego dumnie stała dziwaczna maszyna, która fascynuje mnie do dziś. Maszyna, którą jako dziecko obiecałam sobie w przyszłości stworzyć na własny użytek, czego oczywiście nie uczyniłam. Maszyna do waty cukrowej! Biała wata - to moje najpiękniejsze, najsłodsze wspomnienie z dzieciństwa, zawsze będzie dla mnie symbolem beztroskiego dzieciństwa, upalnego popołudnia i wspaniałej zabawy. Lepkie ręce, buzia, wygrzebane ostatnie dwa złote z małej portmonetki. A wszystko to po to, by zjeść jeszcze jedna białą kulę, przed powrotem do domu. Do dziś przechodząc wśród gwarnych wesołych miasteczek poszukuję waty, a kiedy już ją znajdę, czuję się jak dawniej.
OdpowiedzUsuńaleglodomorek@gmail.com
Z dzieciństwa najsmaczniejsze moje wspomnienie,
OdpowiedzUsuńprzyprawia mnie o dreszcze i rąk drżenie !!!!!!!!!!!!!!!
Czemu ? Otóż było to już naście lat temu na wsi
gdzie jak wiadomo ludzie nigdy nie są na siebie źli!
No ale pewnego razu tak się stało, coś zepsułam
sąsiadowi rabatę kwiatów nie chcący popsułam .
Zezłościł się, mimo iż go przepraszałam
pokazać mu się na oczy długo się bałam !
Wpadłam na pomysł, upiekłam ciasto truskawkowe
a po świeże truskawki udałam się do siebie w pole!
No i zerwałam, upiekłam, mamę o towarzystwo poprosiłam
poszliśmy do sąsiada, wręczając ciasto jeszcze go przeprosiłam!
Zdziwiony, po chwili uśmiechnął się i do środka zaprosił,
mnie także za swoje uniesienie mocno przeprosił .
Ciasto bardzo mu smakowało, wszyscy się nim rozkoszowaliśmy a ja wtedy odkryłam swoją miłość do truskawek i do ... pieczenia ciast . Od tamtej chwili truskawki przypominają mi o tym wydarzeniu , które zapowiadało się źle, jednak wszystko dobrze się skończyło . Gdy zobaczyłam ten konkurs myślałam. To przywołało masę wspomnień. Dziękuję Ci ! Blog prowadzisz świetnie , już jakiś czas tu zaglądam, naprawdę super . Pozdrawiam z najsmaczniejszymi wspomnieniami , Maria 56manka@gmail.com
edka767@gmail.com
OdpowiedzUsuńMoje dzieciństwo nie zawsze słodkie bywało , lecz wspomnienie jedno mam,
który płynie słodyczą, koi gorycz, smutki- to jedyne które lubię, jakie znam !
W dzieciństwie jak każde dziecko miałam swoje ulubione smaki ,
były to maliny, cytryny, truskawki i czekolada- takie czteropaki !
Do tej pory ich zapachy miłe, piękne wspomnienia przywołują
tak jak dawniej, aromatem, wonnością , beztrosko szokują .
Pewnego razu usłyszałam jak mama tatowi kupić maliny kazuje,
a że mieszkamy na wsi to jak wiadomo każdy ukradkiem podsłuchuje.
Miałam wtedy może 7-8 lat, pobiegłam w pole do sąsiada i zerwałam maliny
jednak sąsiad z tego powodu wcale nie miał zadowolonej miny .
Zerwane maliny dałam mamie, a ona od razu się spytała
skąd je wzięłam 'gdzie ty dziecko te maliny zerwała' ?
Opowiedziałam jej, nie była chyba zadowolona, przeprosić sąsiada kazała
jednak upichcć coś z tych malin wcale nie zaniechała .
I tak razem piekłyśmy malinową roladkę , na wierzchu czekolada, obok
dekoracje z truskawek i cytryny . Jeden kawałek odłożyliśmy i
poszliśmy do sąsiada . Ten tak się ucieszył, że powiedział iż mogę
jeść jego maliny kiedy chcę . To super , przecież tak je lubię . I tak
o to dzięki "słodkości" malin, owy sąsiad stał się moim trzecim
dziadkiem , jest samotny i bardzo go polubiliśmy . Zapraszamy go
czasem na obiad a on - jest po prostu szczęśliwy.
jola1234@wp.pl
OdpowiedzUsuńNajcudowniejszy smak z dzieciństwa, niezwykle prosty a jednak niedościgniony. Mieszkałam w mieście, a na wakacje i ferie jeździłam do babci 300kilometrów. Moja Ukochana Babcia każdej zimy witała mnie specjalną potrawą, która rozgrzewała mnie i smakowała jak nic innego na świecie. W metalowym kubku podgrzewała dla mnie mleko od swojskiej krowy, dosypywała tam cukier oraz wrzucała kawałki bułki, którą sama piekła. Nie wiem co magicznego miało to mleko, ten kubek, ten cukier, ta bułka, ale to było NIEZIEMSKO PYSZNE. Jak ja czekałam na powitanie tym obitym kubkiem pełnym słodyczy i miłości. Do dziś próbuje odtworzyć tą niby prostą recepturę, ale nie potrafię. Tamten smak jest tak niedościgniony jak lata dzieciństwa...istny miodek, jakby to powiedział Kubuś Puchatek. Aż łezka zakręciła mi się w oku na wspomnienie tego niezwykłego dania.
P.S. Pamiętam jeszcze makaron w niedzielę do rosołu domowej roboty, babcia wyjmowała taki gorący i posypywała mi cukrem, cukier cudownie się roztapiał a makaron rozpływał się mi w ustach wyzwalając endorfiny szczęścia :)
Moim wspomnieniem jest kogiel - mogiel z kakao ( o ile akurat dostaliśmy paczkę z Niemiec) Kakao dosypane do ubitego jajka to mała namiastka czekolady. mniam
OdpowiedzUsuńA ja dziecko w mieście wychowane,
OdpowiedzUsuńmam inne wspomniania zachowane.
Nie są to babcine pyszne słodkości,
nie są mamy ciasta pieczone dla gości.
Ja dużo czasu na dworze spedzałam,
z innymi dziećmi chętnie hulałam.
Od mamy czasem złotówkę dostałam
i zaraz z nią do sklepu leciałam.
Tam już czekało moje marzenie,
moje dziecięce słodkie wspomnienie.
Szefowa wtedy za ladą stała,
wszystkie dzieciaki w okolicy znała.
Gdy ja wpadałam z moją złotówką,
Sklepowa stała już za lodówką.
Już jedną ręką do niej sięgała
i moją słodycz mi serwowała.
A moja buzia już ucieszona,
w rękach Calypso-misja spełniona.
Calypso to lody były wyjątkowe,
cudowny smak chodził mi po głowie.
Waniliowe marzenie,
waniliowe spełnienie
waniliowe prawdziwe pyszne orzeźwienie.
Patyczkiem czy bez,
jadło się,nie czekało,
choć czasem po rękach mi nawet ściekało.
Lecz jaki smak,
jakie uczucie,
aż w sercu teraz czuję ukłucie.
Jak bym Cię znowu chciała spróbować,
mój biały Calypso znów się skosztować.
Wafelek wilgotny lekko przegryzać,
wanilowy posmak do końca zlizać.
Wszystkie dzieciaki mi zazdrościły,
czasami u mnie szybko gościły.
By się załapać na kawałeczek,
by ugryźć pysznie słodki wafeleczek.
madziarka19@gazeta.pl
Magda Błaszyk
Henryka Zaorska
OdpowiedzUsuńKiedy byłam jeszcze mała, mama słodycze robiła, bo sklep jeden był w mej wiosce a słodyczy w nim, no ... troszkę.
Irysy lubiłam bardzo, miękkie, kruche a i twarde, takie co robiła mama z cukru i śmietany, czasem tez sok był dodany.
Tych irysów mówię wam, smak i zapach do dziś mam, choć nie były równą kostką i tak smakowały bosko.
Moja mama, chcesz to wierz, robiła andruty też, kupowała duże wafle, przekładała kremem tafle i roiła nam.
Teraz macie lepsze życie, bo słodyczy w sklepach tyle, że wybierać smaki, wzory i kolorów różnych tyle.
Dzisiaj wita was JUTRZENKA niby słonko już od ranka i nowości proponuje, dzieciom i też familijne.
Moje najsłodsze (z dosłownym i dosadnym tego słowa znaczeniu) wspomnienie z dzieciństwa to cukrowy mikołaj. Jak co roku w Boże Narodzenie cała rodzinka zbierała się u Moich dziadków wraz z moimi wszystkimi kuzynami i kuzynkami. Bardzo nas to cieszyło ponieważ mogliśmy się spotkać całą gromadą i razem powariować. Była oczywiście piękna choinka z bombkami, lampkami a pod nią tradycyjnie stał........cukrowy mikołaj. Była to figurka wysokości ok 30cm mikołaja cała ze 100% cukru. Razem ze wszystkimi dzieciakami co roku próbowaliśmy na zmianę spałaszować ową słodkość co było niemożliwe ze względu na specyficzny smak i gabaryty. Tak więc co roku mikołaj robił się "troszkę mniejszy" i bardziej oblizany ale przez wiele lat nie udało nam się z nim uporać. Dziś po tylu latach gdy zamknę oczy wciąż go widzę i czuje posmak cukru w ustach. Naszego babcinego, wspólnego, cukrowego, MEGA słodkiego mikołaja :-)
OdpowiedzUsuńniunia646@buziaczek.pl
Widzę rąbek babcinego fartucha i słyszę jak babcia żwawo krząta się po kuchni szurając kapciami... Coś będzie pysznego... I słodkiego... Pachnie ciepłym mlekiem, słodkim masłem. W ciepłym powietrzu unoszą się drobinki skórki cytrynowej oraz subtelny aromat wanilii. Na podłodze lekko tańczy kurz osypującej się mąki... Aha, babcia przesiewa mąkę do miski... Potem: plask, plask – wbija jaja. Muszę być cicho. Nie może się przecież wydać, że ukrywam się pod babci stołem:) Ile jeszcze mam czekać?... Słodki zapach powoduje, że moje kubki smakowe coraz intensywniej pracują a serce bije z radości coraz szybciej!! Ojejku, chyba babcia skończyła?! Trzeba się wychylić i zgarnąć coś ze stołu... Mam!!! mmmm... jaki piękny!!! błyszczy się w słońcu ciemna kula polana białym przezroczystym kremem... z wierzchu chrupiąca skórka, idealnie wypieczona... zatapiam ostre ząbki w mięciutkim miąższu o żółtym zabarwieniu, zahaczając o słodko kwaśny czerwony dżem malinowy, pachnący lasem i radością! Przecież sama zrywałam te maliny w ogrodzie babci!... Pochłaniam kilka sztuk, nie bacząc na moje możliwości małego brzuszka. Babcia jest najwspanialsza na świecie i robi najwspanialsze pączki !!!
OdpowiedzUsuńAngelika
Kiedy myślę o smacznym dzieciństwie, przypomina mi się przesłodki i soczysty sad dziadków na wsi. Kilkadziesiąt drzew, na których mieszkałam całymi dniami, bawiąc się w małpkę poszukującą smaku radosnej zabawy, przyglądając się otaczającej mnie przyrodzie: dojrzewajacej latem i obumierającej późną jesienią. Do dziś wspominam soczyste czerwone jabłka, które kusiły mnie chyba bardziej niż te w Edenie, żółte chropowate gruszki, których miąższ szybko wypełniał smutki i fioletowe śliwy, które nauczyły mnie, jak być w życiu twardą i że każdy z nas ma w sobie pestkę, której nikt w nas nie złamie, o ile sami nie doprowadzimy do jej zgnicia. Dziadkowie nauczyli mnie, jak dbać o otoczenie, by przynosiło nam korzyści podwójnie i jak smakować życie, by poczuć jego sens.
OdpowiedzUsuńMartyna Sz.
Moim najsmaczniejszym wspomnieniem z dzieciństwa jest kaszka manna, obficie polana roztopionym masłem i posypana cukrem. Mogłam ją jeść codziennie, zazwyczaj na podwieczorek lub słodki obiad. Gdy przychodziła mi ochota na kaszkę przychodziłam do babci i mówiłam: Babcia, zrobisz mi grysek (tak,w moich stronach mówi się na kaszę manną). I babcia brała się do pracy, a jak czym prędzej siadałam przy stole i czekałam, a potem razem z babcią zajadałyśmy się tym przysmakiem, a najbardziej smakowały mi grudki, źle rozmieszanej kaszy :D Ach cudowne wspomnienia, moja kasza manna już nie jest taka smaczna... Ewa
OdpowiedzUsuńkonsek_ewa@o2.pl
Moje wspomnienia - to moja babcia kochaniutka
OdpowiedzUsuńu nie zawsze czekała na mnie drożdżówka świeżutka
Malinowa herbata i twarz uśmiechnięta,
chociaż babci już nie ma - to wnuczka słodkie chwile pamięta
aga
agasam9@op.pl
Młodości beztroska, gdy myślę o Tobie
OdpowiedzUsuńSłodki obraz pojawia się w głowie
Sernik oblany mlekiem z tubki
Papierkiem barwnym okryte krówki
Aromat wanilii, twarz umorusana
Czekoladą mleczną Goplana
Święta pachną mi pomarańczami
Cynamonowymi ciastkami
Łasuchem byłam, nikt nie ukrywa
Na niejednym zdjęciu po brodzie mi spływa
Miód, po którym zresztą dostałam
Alergii, zbyt często się nim delektowałam
I tata ratował mnie pewnym frykasem
Mleko w proszku rozcierał na masę
Z wodą i cukrem, dodawał kakao
Ile bym nie zjadła, zawsze było mi mało!
I po dziś dzień, gdy tylko poczuję
Zapachy dzieciństwa, jak je nazywam
Gonię do sklepu po dawne przysmaki
I lata dziecięce na nowo przeżywam!
Pozdrawiam, smaka sobie sama narobiłam :D
xximmortellexx@gmail.com
Słodkich wspomnień mam wiele,
OdpowiedzUsuńale tylko jednym się podzielę.
Pamiętam smak babki piaskowej
oraz pitej do niej kawy zbożowej.
Pamiętam też, żem wtedy myślała,
że ta babka z piasku zrobiona cała.
Pamiętam, że nosiłam go z piaskownicy
i śmiali się ze mnie wszyscy domownicy.
Ania Ł. - anulka713@buziaczek.pl
Moje smaczne wspomnienie z czeluści pamięci,
OdpowiedzUsuńco po głowie niekiedy zwabione się kręci,
gdy jem pewne ciasteczka z literackim sznytem...
W linku będzie wspomnienie (+ ciastka znakomite)!
http://anulowe.blogspot.com/2013/06/z-wiedzmowej-kuchni-dzien-dziecka-z.html
Anula Wawrzyniak
Jako pięciolatka byłam prawdziwą koneserką wszystkiego, co słodkie. Rzadko wybrzydzałam, wręcz przeciwnie, ochoczo zjadałam te pyszności, które wychodziły z rąk mojej babci i mamy.
OdpowiedzUsuńCzęsto biegłam z podwórka, jeszcze umorusana ziemią i piaskiem, nierzadko ze zdartymi kolanami i rozczochranymi włosami, jak wicher wpadałam do kuchni i krzyczałam na cale gardło:
-Babcia, zrób mi kogel-mogel!
Babcia, jak to babcia, cierpliwa i wyrozumiała, brała jajko i energicznie mieszała je w szklance razem z cukrem. Do dziś pamiętam ten smak, mimo, że ostatni raz kosztowałam go wiele lat temu.
W tym samym czasie moje dwie koleżanki, Milena i Beata, naciągały swoje babcie na ten sam smakołyk. później razem siadałyśmy na rozgrzanym progu przed domem i najpierw łyżeczkami, później palcami, wyjadałyśmy ze swoich szklanek lepki, gęsty przysmak:)
Ten smak jest naprawdę smakiem mojego dzieciństwa. Mimo tego, że poznałam wtedy smaki setek ciast i ciasteczek oraz słodkich deserów, to właśnie ten darzę szczególnym sentymentem:)
Podobno smaki i zapachy pamięta się zawsze. To jedne z naszych pierwszych doznań zmysłowych. Obrazy się zacierają, ale nos zawsze rozpozna coś, z czym kiedyś miał już do czynienia. Pierwszy, intensywny zapach z dzieciństwa jaki zapamiętałam, to był zapach "całusków"- malutkich pierniczków, pieczonych na Boże Narodzenie. Mam może 4-5 lat. Stoję w wąskiej kuchni. Głowa ledwie wystaje mi ponad blat, oczy są na poziomie stolnicy. Z rozgrzanego piekarnika bucha ciepło. Patrzę jak mama zagniata ciasto, doprawie je miodem i przyprawami, wycina i piecze ciasteczka do późnej nocy. Rano budzi mnie odurzający zapach. Pierniczki są mocno doprawione: imbir, cynamon, gałka muszkatołowa. Nie znam jeszcze tych nazw, ale znam już smak- czubek języka lekko drętwieje od korzeni. Kedy miałam 17 lat mama zmarła po ciężkiej chorobie. Wciąż przechowuję jej przepis na "całuski" i piekę ciasteczka tak często, jak tylko mam na nie ochotę, a zazwyczaj są lekarstwem na chandrę. Rozchodzący się po mieszkaniu zapach budzi moje najwspanialsze wspomnienia, sprawia, że robi mi się cieplej na sercu. Jest jak pogłaskanie po dłoni, jak przytulenie. Jak kiedyś u mamy w kuchni, czuję miłość i rodzinną jedność. To można poczuć tylko w domu...
OdpowiedzUsuńRenata Kamińska
r.sikorska@autograf.pl
Najsmaczniejsze i słodkie wspomnienie z dzieciństwa... hmm... które wybrać?
OdpowiedzUsuńAmerykańskie obrzydliwie słodkie lody w porcie w Kołobrzegu w latach 90'? Piernik z hitem tych początkowych wolnych lat po '89 roku, czyli z bitą śmietaną w proszku, kiedy moja ciocia częstowała mnie z Rodzicami ilekroć do niej poszliśmy i smak Śnieżki na zawsze kojarzy mi się z ciocią Jasią? A może słodki metrowiec, krojony pod kątem, aby złapać wszystkie warstwy wilgotnych biszkoptów?
Nie.
Racuchy drożdżowe z cukrem pudrem ze stołówki nieistniejącej już szkoły podstawowej przy ul. Chrobrego w Lublinie.
Najczęściej podawane w piątki, bezmięsne piątki. Zazwyczaj dwa razy w miesiącu, w pozostałe dwa z żalem czytałam na spisie obiadów, że czeka nas ryba...
Ogonek do okienka, maluchy z pierwszej i drugiej klasy stojące grzecznie z pustym talerzem. Pani Kucharka z okienka nakłada porcję, uśmiecha się i odprawia. Często bywało, że sama odnosiłam niedojedzone obiady z powrotem, nie smakowały mi albo nie byłam głodna. Pani Kucharka zawsze kręciła głową i kazała wrócić i zjeść. Z racuchami chodziło się po dokładki!:) Każdemu przysługiwała jedna dokładka. Na talerzu podawano nam po pięć-sześć placuchów, grubych, ciepłych i miękkich. Ich smak pamiętam do dzisiaj, niewyobrażalnie rozpuszczające się w ustach, słodkie, drożdżowe, cieplutkie pyszności... W dodatku na obiad! Deser na obiad! :)) W całej szkole roznosił się drożdżowy zapach, nie mogłam się doczekać przerwy obiadowej. Z żalem odstawiałam pusty i wylizany niemal talerz, oczywiście już po otrzymaniu dokładki. I cóż... do zobaczenia za dwa tygodnie, ukochane racuchy.
Moja Mama próbowała wielokrotnie odtworzyć ich smak, niestety z zerowym powodzeniem. Jako dziecko nie potrafiłam opisać, z czego one są zrobione, na czym może polegać ich cudownie słodki smak,ich puszystość... toteż zupełnie błędnie uważałam, że to racuchy... z jabłkami. Niestety, zrobione w domu jabłkowe placuszki były niesmaczne. Kiedy zmieniłam szkołę w trzeciej klasie, nieodżałowane racuchy i przepis na nie odeszły w zapomnienie.
Czternaście lat później, moja Mama postanowiła odkurzyć wspomnienia swojej jedynej córki i wpadła na pomysł zrobienia drożdżowych racuchów. "Mamo, to się nie uda, nie męcz się." - mówiłam. - "Naprawdę nie da rady odtworzyć tego smaku, niech pozostanie niezatartym aromatem unoszącym się po szkolnych korytarzach w mojej pamięci'. Mama jednak nie poddała się. Zrobiła drożdżowe racuchy. BEZ JABŁEK. I trafiła:)) Chociaż smak nie był w stu procentach doskonały, to jednak utrafiony został w punkt.
Nie jadamy takich racuchów na co dzień. Nawet od święta bardzo rzadko je przyrządzamy. To jeden z kilku smaków dzieciństwa, które pozostały gdzieś na dnie szufladki w głowie z napisem: na zawsze zapamiętane, nieruszane. Taka moja mała prywatna smakowa, słodka kapliczka:))
kalvai.agata@gmail.com
Słodki smak dzieciństwa mojego ulubiony,
OdpowiedzUsuńTo ryż prażony w masie krówkowej zatopiony.
Szyszki nazywa się przepyszność ta,
Które z mamą lepiłam ja.
Ciepła masa krówkowa lepka jest wielce,
Raz umoczyłam w niej całe ręce.
Kształtowaniem szyszek zaprzątnięta,
Aż do dzisiaj to dobrze pamiętam,
Opadające włosy dłonią poprawiłam
I już we włosach rękę zostawiłam.
Szybko zrozumiałam błąd swój wielki,
Z włosów zrobiły mi się słodkie karmelki.
Długo z mamą krówki z głowy zmywałam,
Ale potem i tak szyszkami się zajadałam.
Z tej sytuacji wyciągnęłam wnioski:
W kuchni włosy wiążę w ogon koński.
mój mail: katkakatarzyna@o2.pl
Kasia
Rodzinny stół- symbol więzi i trwałości- stracił w dzisiejszych czasach na znaczeniu. Coraz rzadziej spotykamy się i mniej ze sobą rozmawiamy. W dzieciństwie żyłam w przeświadczeniu, że niedziela jest dniem wspólnego jedzenia rodzinnych obiadów. Prawie w każdą niedzielę jeździliśmy na nie do dziadków. Ubieraliśmy się odświętnie. Wszyscy przyjeżdżali odpowiednio wcześniej. Szło się na spacery, potem był obiad, który przeciągał się cały dzień. Cała rodzina siadała przy wielkim stole, jedliśmy pierwsze i drugie danie, a potem był smakowity deser. Najczęściej było to ciasto własnoręcznie pieczone przez moją babcię wg tradycyjnej receptury. Raz to był piernik z dodatkiem korzennych przypraw, które sprawiały, że ciasto nie tylko wspaniale pachniało, ale też smakowało, innym razem wypiek z pyszną owocową galaretką i puszystym biszkoptem lub rozpływająca się w ustach babka albo murzynek. Najbardziej jednak lubiłam szarlotkę z cynamonem i soczystymi jabłkami prosto z sadu, który znajdował się za domem. W tym czasie dorośli pili kawę, a nam dzieciom, babcia podawała czaj z miodem z lipy. Zawsze mówiła, że to dla dobrego zdrowia. Smak jabłek i lipy zawsze będzie kojarzył mi się z radością wynikającą ze wspólnego posiłku. Dom dziadków był bezpiecznym miejscem, w którym nie tylko zaspokajało się głód, ale też potrzebę bliskości, snuło się rodzinne plany i opowiadało wspaniałe historie z przeszłości przy wyśmienitym deserze i aromatycznej herbacie z dodatkiem miodu z lipy.
OdpowiedzUsuńSłodko pozdrawiam
karolina2701@onet.eu
O dniu bardzo ważnym, gdzie zostało wypowiedziane pierwsze, jakże niespodziewane słowo chyba nigdy nie zapomnę bo wiąże się ono z wspaniałym zapachem, smacznych , zdrowych i cudownych smażonych jabłek .
OdpowiedzUsuńSmak jabłek smażonych w garnku .... Mmmmm ... Czym jakim słodkim wspomnieniem mi się to kolarzy ? Otóż żonka przygotowywała obiad, na drugie danie miał być ryż z jabłkami (oczywiście jako kochany mąż postanowiłem pomóc i zabrałem się za obieranie jabłek , nie muszę dodawać że przy okazji trochę ich zjadłem :D ) . Gdy wszystko było już gotowe , siedliśmy przy stole całą rodziną : Ja , żona , córka kilkuletnia i 8 miesięczny synek (jeszcze wtedy nie mówił) . Siedzieliśmy, gadaliśmy, ciągle padało słowo ryż . Nagle zapadła cisza, jedliśmy w spokoju. A mały Kamilek powiedział "ryz" . Nie muszę ukrywać zdziwienia, zszokowania i wielkiej radości . Jego pierwsze słowo .... I właśnie zapach smażonych jabłek z cukrem przypomina mi o tym jakże ważnym dla naszej rodziny wydarzeniu .
Zapach jabłek wspaniały
zapachy wspomnienia dały
Ten zapach kiedy czuję
to radość w sercu mam !
Pierwsze słowo syna
i tutaj radość się zaczyna!
Ryż+jabłka świetna sprawa!
i tak pysznie się to zjada .
Kocham jabłka, ich słodkości
ten zapach często u mnie gości!
Nie ma nic wspanialszego niż przepyszne, słodkie zapachy które kojarzą mi się z moją ukochaną rodziną. Takich dni się nie zapomina ! Takie zapachy dają uczucie błogości, wyjątkowości - chwili pełnej niespodzianek . Pozdrawiam, Adam, kochacwszystko@o2.pl
Moje najwspanialsze, najzabawniejsze, najsłodsze i w ogóle naj wspomnienie z dzieciństwa to schowany czekoladowy zając.
OdpowiedzUsuńNikt nie wie, dlaczego postanowiłam go schować, bo generalnie nie byłam nigdy dziecięcym chomikiem i nie miałam problemu ze słodyczami, ale coś w tym zającu musiało być takiego, że chciałam go zachować.
I znalazłam rewelacyjne miejsce - ciepło, ciemno, nic nie widać, ochrona przed kurzem jest. Nowy magnetowid taty! Był idealny. I taki nowy - w tamtym 90 czy 91 roku :)
Niestety, moja świetna kryjówka dosyć szybko się wydała, bo tata chciał włączyć magnetowid. Podczas przesłuchania złamałam się i wygadałam, co jest w środku :)
Ku mojej rozpaczy, pan naprawiacz magnetowidów uratował magnetowid, ale mojego zająca już nie.
Pozdrawiam serdecznie,
Anielka
aniela.michalak@gmail.com
Moje dzieciństwo pachnie przede wszystkim drożdżowym ciastem, pieczonymi na kuchni jabłkami oraz wszelkiej maści sezonowymi owocami, po których zjedzeniu lepiło się dosłownie wszystko: ręce, buzia, włosy, a nawet całe ubranie. Do tego nieporównywalny z niczym smak domowych racuchów z konfiturą wiśniową, którą moja babcia smażyła każdego lata. Nie może także zabraknąć wspomnienia o kompocie ze świeżych truskawek, ciasta ze śliwkami oraz napoleonki, która nie wyglądała zbyt pięknie, ale za to była najsłodszą okrasą niedzielnego obiadu. Jak widać w moich wspomnieniach nie ma miejsca na firmowe ciasta czy gotowe czekolady, które wystarczy zdjąć ze sklepowej półki, za to jest przestrzeń na radość towarzyszącą powstawaniu domowych wypieków, wspólną zabawę przy ich tworzeniu czy też nieskończone rozmowy przy drylowaniu owoców. I choć te wspomnienia mogą wydać się "proste", to jednak mi już zawsze będą kojarzyć się z tym najlepszym okresem dzieciństwa, kiedy życie było beztroskim czasem laby, problemy praktycznie nie istniały, a wszystko smakowało jakoś tak intensywniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco,
hekse144@o2.pl
Pierwsze co przyszło do mej zacukrzonej główki
OdpowiedzUsuńto ekstra słodkie stare, "popularne" krówki.
Mama, będąc w ciąży, jadła je na kilogramy
i stąd krówkolubną córkę na świecie mamy!
Gdy wyrosłam ze śpiochów, zaczęłam gadać,
aż moi bliscy zmysły zaczęli stradać.
Wtem dziadek krówki popularne kupił
i nimi właśnie skutecznie mnie przekupił.
Zamiast nawijać jak najęta,
robiłam maślane oczęta
i wnet miałam dostawę-
pyszną, krówkową strawę!
Dziś nigdzie "popularnych" nie ma-
toż to przecież jakaś ściema!
Lecz swych poszukiwań nie rzucę
i do "popularnych" kiedyś wrócę!
Słodkie me dzieciństwo było,
OdpowiedzUsuńBo się cukrem pokrzepiło.
Miski się wylizywało,
Gdy na dnie ciasta zostało.
Kogiel mogiel się kręciło,
Żeby w brzuszku było miło.
Gdy choroba mnie dopadła,
Vibowit z torebki jadłam,
Sokiem malinowym popiłam,
Syropem z cebuli okrasiłam.
Watę cukrową jadłam od święta,
Ale do dziś jej smak pamiętam!
martucha180@tlen.pl
Ptyś słodki, ptyś pyszny, ptyś to mój rarytas z dzieciństwa -znakomity!
OdpowiedzUsuńTak! To z ptysiem wiąże się moje wspomnienie dziecinne, kiedy to jeszcze w sklepach, zwłaszcza tych małych, na wioskach- nie było za wiele towaru, zaś pusty hak na mięso -dodawał sklepom PRL-owskiego czaru...
Ale ja z mamą, gdy na zakupy szłam, kiedy w kolejce czasem miejsce długo trzymałam- nagrodę słodką, wyczekaną za to kolejkowe stanie- zawsze dostawałam!
A nagrodą tą -słodką, znakomitą, ulubioną moją -był ptyś!
Pianka delikatna, jedwabista, słodziusieńka, a na spodzie i na wierzchu wafelek do tego przylepiony...
Ptyś ma urok w sobie nieskończony!
Smak miał cudowny, przepełniony słodyczą, piankową, białą konsystencję i niezwykłą moc przyciągania też posiadał! A przy tym wyróżniał się spośród innych ciast, słodkości- był przy tym niezwykle dostojny, kuszący- aż chciało się go szybko mieć, schrupać ten lekki wafelek, polizać tą uroczą masę...
Ptyś to było to!
Gdy dostawałam ptysia, to czułam się naprawdę wyróżniona, czułam się wyjątkowo!
Mama też czasem tworzyła ptysie w domu. Takie domowe miały jednak inny smak, niż te ze sklepu, ale także miały swoją wartość- w końcu zrobiła je moja mama! A jaka była radość gdy pozwalała mi pomagać jej przy ich tworzeniu- układać tą bajeczną piankę na kruchych placuszkach:)
Ptysie to sama słodycz! I do dzisiaj je uwielbiam!!!! I gdy jest okazja to chętnie pałaszuję!
I teraz moim dzieciom też chętnie ptysie pokazuję! Niech wiedza jaki to jest dobry, jaki to jest wspaniały smaczek!
I też niech się delektują, i też niech poczują jaka jest ptysiowa moc!
I gdy razem je robimy, i gdy w sklepie je kupimy- to ptysie są naprawdę wspaniałe całe!!!
Niezapomniane i od zawsze smakowane, uwielbiane Ptysie! Kocham tą ptysiową słodkość! ;)
Pozdróweczki gorące!
Aneta
a-bunia@wp.pl
Słodkie dzieciństwa smaki najczęściej wspominane?
OdpowiedzUsuńTo miód, rodzynki i owoce podsuszane babci w tajemnicy podkradane:)
I całkowicie lagalnie wcinane "kocie języczki"-ciastka maszynkowe tako zwane,
przez babunię "100-letnią" maszynką wyrabiane.
I na koniec najważniejszy kogel mogel najsłodciejszy:)
Pozdrawiam, Ola
olag-86@wp.pl
Dzieciństwo kojarzy mi się z beztroskimi czasami, kuchennymi pysznościami- wariacjami.
OdpowiedzUsuńTo kogel -mogel niezapomniany, jak wtedy smakował ooo rany.
To słodka zupa mleczna z herbatnikami ,którą zawsze kochana Mama mi przyrządzała,
Gdy ja od dentysty spłakana wracała.
To racuchy z cukrem pudrem i wiśniami,
I pyszny sernik, na którego widok już poruszałam ustami.
To chleb z pomidorem , szczypiorkiem i smalcem,
I umorusanym zawsze wtedy palcem.
Ten chleb to jak pewna miodem płynąca kraina,
którego smaku i zapachu się nie zapomina.
To chleb na każdą porę roku,
idealny do zjedzenia na każdym kroku.
To chleb z pszennej mąki
i ugotowanych kartofli – nie widzę ich rozłąki.
Najsmaczniejsze były kawałki jabłka na tarce starte,
na wierzchu słoneczniki -oh wiele warte.
Najbardziej z białym serem i masłem smakował
a słonecznik w ustach imponował.
Słonecznik był lekko na patelni uprażony,
I w prawdziwym piecu kaflowym pieczony
To także placki z ciasta na makaron na kuchni kaflowej pieczone,
Ohh te placki są często prze ze mnie marzone.
To dzięki Wam – temu konkursowi do smaków dzieciństwa powróciłam
I tak na chwilę się zamyśliłam.
Zapamiętane smaki, zapamiętane wrażenia
BEZCENNE i nie do powtórzenia
Moje najsmaczniejsze wspomnienie z dziecinstwa to kromka chleba z masłem i cukrem, łapał człowiek tą kromke przygotowana przez mamę, mówiło sie że idę polatac i bieglo sie na podworko, na ulicę gdzie już czekała grupka dzieci z sasiedztwa,w roznym wieku z podobna pajda chleba i wymyslalo sie rozne gry i zabawy i tak biegalo sie aż czlowiek znowu zglodnial albo zawołała mama,ach co to byly za cudowne czasy :)
OdpowiedzUsuńMoje najsłodsze wspomnienie z dzieciństwa to pajda chleba ze swojską śmietanką i cukrem mnininiaamm to był rarytasik:) bo na co dzień, jak ktoś miał ochotę na słodkie małe co nieco, to polewało się chleb wodą i posypywało cukrem:) Ale wyjątkowy smaku słodyczy wznoszący wszystkie zmysły do granic wytrzymałości... to były wprost Niebiańskie Karmelki, które własnoręcznie robiła nasza mama... niestety przepisu nie posiadam, a szkoda:( pamiętam jedynie, że wyczarowywała je na patelni, potem wylewała na chłodny zmoczony talerz niczym czarodziejską lawę, a następnie kroiła je i śmiesznie każdy skręcała w spiralkę mniammm na samą myśl cieknie ślinka. Niestety przepis się nie zachował i nie znalazłam w żadnych karmelka i lizakach tego wyjątkowego smaku i zapachu, w żadnych nie poczułam niebiańskiej błogości i podniebiennej rozkoszy, podczas gdy rozpuszczała się każda cząsteczka tej cudownej. Smaki dzieciństwa są bezcenne i nieporównywalne z żadnymi innymi.
OdpowiedzUsuńStasia
stazyz@wp.pl
W dzieciństwie byłam łasuchem,
OdpowiedzUsuńpłakałam wciąż za "pampuchem".
Babcia sokiem go polewała,
aż mi się buzia cała śmiała!
Niech wrócą te dni swobody
i słodkie dzieciństwa smaki,
bo dzisiaj czas jest, a niech to...
jakiś taki nijaki!
Pamiętam to jak dziś. To był lany poniedziałek, 9 rano. Dzwonek na domofon. Jeszcze wtedy nie spodziewałam się, że ktoś mnie siłą wyciągnie z łóżka...
OdpowiedzUsuń- Lidka, masz wyjść przed blok
- Absolutnie, nigdzie nie idę, śpię. (Nie spałam, ale wylegiwałam się w piżamie w łóżku)
- Powiedzieli, że jak nie zejdziesz sama to Cię siłą wezmą.
- Pffff.... i leżałam dalej
Nie minęły dwie minuty jak do pokoju wparował mój wujek i wziął mnie na ręce. Na nic zdały się krzyki, prośby, groźby, zaniósł mnie przed klatkę, a tam już czekała na mnie cała obstawa.
Jedne wiaderko.
Drugie.
Trzecie.
Czwarte.
Chyba nie muszę przypominać, że byłam w piżamie, do tego frottowej, która pod wpływem takiej ilości wody zrobiła się bardzo ciężka, do tego stopnia, że na oczach wujka, jego kolegów i reszty osiedla, która całe te zdarzenie obserwowała z balkonów i okien, spadły mi gacie...
Popłakałam się i uciekłam, a po południu dostałam cały kosz słodyczy na przeprosiny. Przyjęłam przeprosiny i prezent, a potem zajadałam się słodyczami ile tylko dałam radę w siebie wcisnąć. Do dzisiaj całą tę sytuację wspominam z uśmiechem na twarzy ;)
mail: montagne@wp.pl
Moje słodkie wspomnienie z dzieciństwa... Mam ich z pewnoscią kilka, ale widomo, że jako dzieci najbardziej czekamy na swoje urodziny. Nie tylko ze względu na prezenty, ale też z powodu odświętnej atmosfery, zwiększonej liczby rozlicznych przywilejów i... słodkości. Pamiętam doskonale jak na moje piąte, może szóste urodziny tato i babcia robili dla mnie torty. Od taty dostałam pyszny, kolorowy, na biszkopcie z różnokolorowymi, słodkimi i cudnie wyglądającymi galaretkami. Od babci - klasyczny, aksaminty, rozpływający się w ustach masowiec ala brownie + masy. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Jednak równie miłe jak konsumowanie było wspólne pichcenie w kuchni tych pyszności. Uwielbiałam się koło nich krzątać, doglądać moich bliskich jak przygotowują ciasta. Atmosfera odświetnego gotowania, dekorowania i czekanie aż ciasta będą gotowe. Na zawsze to zapamiętam, podobnie jak smak dżemu truskawkowego, który zrobił mój tata pewnych wakacji 97 roku, miałam wtedy 8 lat. Byłam z resztą rodziny na wakacjach a tata został w domu. Udało mu się uratować przed powodzią, która w moim mieście objęła tylko tereny działkowe na szczeście :) pokaźną ilość pysznych truskawek. Zrobił z nich tak cudowny w smaku dżem.... :) Nie miałam pojęcia, że mężczyźni potrafią tak zaszaleć w kuchni i to z takim efektem. Dżem był wspaniały :) Do tej pory nie jadłam lepszego.
OdpowiedzUsuńUrodziny mam w zimie, więc raczej nie kojarzyły mi się w dzieciństwie z czymś przyjemnym - oczywiście prezenty zawsze były, ale jestem zdecydowanie ciepłolubna.. Moja babcia to zauważyła i na 10 urodziny upiekła mi szarlotkę - taką pyszną, ciepłą, z dużą porcją jabłek z cynamonem, jak to tylko babcie potrafią! To była najwspanialsza rzecz jaką do tej pory jadłam!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Paulina
ladygryf@vp.pl
Najsłodsze i najsmaczniejsze wspomnienie z dzieciństwa? Już wiem bułeczki drożdżowe z białym słodkim serkiem zawinięte w kopertę ze słodką posypką. Owe bułeczki przywoził mi zawsze Tatuś, kiedy wracał z miasta. Później robiliśmy sobie herbatkę, kroiliśmy je na cztery części i pałaszowaliśmy je ze smakiem w naszym małym, wiejskim domku ;) Bułeczki zniknęły równie niespodziewanie jak moja dorosłość. Dopiero w tym roku udało mi się znaleźć takie same bułeczki i to zupełnie przypadkiem. Powtórzyłam rytuał i delektowałam się beztroskim dzieciństwem... Jak dobrze znów poczuć się jak dziecko...
OdpowiedzUsuńmagdalena50@autograf.pl
Moim najsłodszym wspomnieniem z dzieciństwa jest kogel-mogel, choć tak naprawdę to wolałem ubite białka jajek z cukrem. Zaś żółta maź powstała w wyniku sekwencyjnie powtarzanych ruchów łyżeczką wokół okręgu kubka stanowiła jedynie dodatek. Ta biała, lepka, połyskująca i nieco ciężkawa masa stała się substytutem sklepowych słodyczy, na które nie było mnie stać w dzieciństwie. Niestety już od kilku lat nie podejmuję nawet próby przygotowania tego mistycznego dla mnie dania, gdyż Wybranka mego serca, nie umożliwia mi jej z lęku przed salmonellą czyhającą w termicznie nieoprawionych jajach. Jednak pomimo czasu jaki upłyną od przygotowania mojego ostatniego słodkiego białka, świetnie pamiętam doskonałą recepturę jego przyrządzania. Poświęciłem na jej doprecyzowanie niezliczoną ilość prób. Wychodzi mi zawsze na robocie kuchennym marki BOSCH, jaki zakupiła moja mama podczas jednego z pierwszych wypadów za zachodnią granicę tuż po jej otwarciu, lecz myślę, że roboty innych producentów też powinny podołać wyzwaniu. Należy jedynie wrzucić trzy białka z kurzych jaj (najlepiej od kur, które widziały słońce) do miski, ubijać do czasu, aż masa odwrócona wraz z naczyniem do góry dnem nie spadnie nam na stopy. Następnie należy dosypywać cukier stołowymi łyżkami w liczbie równej cyfrze wrzuconych białek z jaj. Regularnie co trzydzieści obrotów łopatki miksera jedną łyżkę. Potem należy wykonać ponowny obrót miski i jeżeli w dalszym ciągu nasze stopy nie zostały zanieczyszczone, można zacząć realizację spożycia przygotowanego słodziutkiego białka. Najlepiej smakuje zlizana z łopatki MIAM:) mateusz.dominik@onet.eu
OdpowiedzUsuńMoim słodkim wspomnieniem z dzieciństwa
OdpowiedzUsuńJest chałwa,zwana wtedy po prostu"tłusta".
Och co to była za rozkosz podniebienia
Gdy malutki kąsek miał z nim do czynienia.
Dziś tez mogłabym brać tę słodycz pod uwagę
Ale bardziej muszę kalorie brać pod rozwagę.
No bo mogłabym się nią nadal rozkoszować
Ale..trzeba przecież szczupłą sylwetkę zachować.
krysiachmura@interia.pl
Słodkie wspomnienie z dzieciństwa ? Świąteczne pierniczki twarde jak kamień. Miały jednak swój urok pomimo krzywych ozdobinków z lukru ;) Smakowały wszystkim oprócz cioci, która nie chciała nadwyrężać swych słabych zębów :) Pamiętam że podzieliłam cały swój wypiek po 15 sztuk słodkości i popakowałam je do ozdobionych własnoręcznie pudełek. Wiecie... takie prezenty zrobione własnoręcznie i dane od serca "smakują" najlepiej ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńangelika_musial@interia.pl
OdpowiedzUsuńAch, jak dzieciństwo słodko mi mijało,
ach, w ile czekoladowo-marcepanowych chwil obfitowało!
Moja kochana Babcia słodkie rarytasy każdej niedzieli w kuchni wyczarowywała,
do kulinarnego nieba mnie zabierała!
Te słodki niedziele na zawsze w mojej pamięci zostaną,
ich wspomnienie uśmiechem na twarzy owocuje,
smak Babci wypieków w mojej duszy przechowuje!
Kiedy troszkę większa dziewczynką byłam
Babcia do kuchni mnie zabierała
i tajniki swoich pysznych wypieków mi zdradzała!
Do dziś pamiętam pierwszą słodką lekcją,
kiedy babcia ciasteczka o wdzięcznej nazwie-Alberty piec mnie nauczyła,
uwierzyć we własne kulinarne możliwości mi pozwoliła!
Przepis na Alberty do dziś w pamiętniku przechowuje
i kiedy jest mi smutno, źle - właśnie te pyszne ciastka przygotowuje,
Alberty sprawiają, że problemy mniejsze się wydają,
w moim ciele endorfiny-hormony szczęścia się wydzielają.
Ale do rzeczy bo wszyscy pewnie na magiczny przepis mojej babci czekają
i wykonanie Albercików w planie mają!
Co do pysznych ciasteczek potrzebujemy?
50 dag mąki
15 dag margaryny
30 dag cukru
3 jaja
małą torebka proszku do pieczenia
cukier waniliowy szykujemy
i do akcji przystępujemy
Mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia oraz tłuszcz nożem siekamy.
jaja z cukrem ucieramy i do w/w mieszanki dodajemy
znów nożem siekamy,
następnie ciasto szybko zagniatamy
i w chłodnym miejscu na 15 min zostawiamy
Teraz ciasto na grubość 0,5 cm rozwałkowujemy i
okrągłe ciasteczka wykrawamy
na posypanej mąką blasze układamy
każdego Alberta widelcem nakłuwamy,
osłodzoną wodą smarujemy
i do średnio gorącego piekarnika wkładamy.
Na 10-15 min pozostawiamy
po czym ciastka koloru złotego wyciągamy!
Smak Babci Albertów to najsłodsza chwila mojego dzieciństwa,
pamiętam jak w niedziele w/w łakocie zajadałam
cały tydzień ich smakiem się delektowałam,
do szkoły je zabierałam
i z koleżankami się dzieliłam,
Babci ciasteczka prawdziwą furorę robiły,
każdy Babci wypieków spróbować chciał,
każdy na nie chrapkę miał!
Teraz po latach dalej magię czuje gdy w zaciszu domowym
Alberty przygotowuje
i swoją rodzinkę nimi częstuje!
Choć Babci nie ma już wśród nas
to dalej jej obecność czuje,
w smaku potraw i wypieków, których mnie nauczyła,
a szczególnie w smaku Albertów, w wypieku których Mistrzynią Świata była :-)
Martyna B
martynka84b@wp.pl
Tajemnicę zaraz zdradzę Wam,
OdpowiedzUsuńże na słodkie wspomnienia sposób mam.
Trik to prosty, dobrze znany
Kiedy chcesz wszem lubiany
to ciasteczka moi mili
dadzą przyjemność w każdej chwili
Czy to duży czy też mały
do wypieków doskonały.
Zapraszamy do pichcenia
do mojej kuchni nie wpuszczam lenia
Najpierw podam przepis stary
co babcie w szafach chowały
szklanka szczęścia, skromności dwie
z łyżeczką fantazji wymieszać chce
łzy radości królują, dodam ich też
by wszystko połączyć szklankę ich bierz.
Szczyptę od serca i ciut delikatności
mieszamy ostrożnie, nie ma tu kości
razem łączymy wszystkie składniki
i tajemnicze bierzemy wzorniki
Wyciskamy ciastka, cudne, wspaniałe
niczym lukier, takie białe
Szczerych chęci na wierzch sypiemy
i do piekarnika w mig blachę wsuniemy.
By piec te frykasy nie potrzeba cudy
Miłość i serce i nie wiele trudu.
Tak mi moja babcia zawsze powtarzała
że razem ze mną i umiejętność we mnie dojrzała.
Smaczne wypieki teraz im stroję
i w kolejkach do cukierni nie stoję.
Za chwilę podam babcine chrusty
i nikt nie będzie chodził już pusty.
Te wszystkie wypieki cudne
rozweselają nam wszystkie dni nudne.
Należę do grona wybranych, których smak i zapach dzieciństwa wraca co sobotę.
OdpowiedzUsuńWtedy to moja babcia poświęca cały dzień na swój drożdżowy rytuał. Magiczna receptura, której nie chce zdradzić nikomu, magiczny garnek, a przede wszystkim te magiczne ręce. Ręce, przez które przewinęły się kilogramy drożdżowego ciasta dla dzieciaków, rodziny i znajomych. Zamykam oczy i wspominam dzień, w którym próbowała mnie namaścić na swojego następcę. „Aniu, pamiętaj, że wszystko musi być idealne, świeże drożdże, ciepłe, ale nie gorące mleko. Pamiętaj, gorące mleko zabija drożdże. Suchy, duży garnek, aby pomieścił ciasto na trzy blachy, nikt nie może zostać na niedzielę bez domowego ciasta; odpowiednie ciepło w kuchni, silne dłonie i odrobina miłości”. Odrobina miłości, ten magiczny składnik, który nadaje jej drożdżowemu ciastu charakter i smak. Serce, które wkłada w każdy wypiek, wyobrażenie miłości do bliskich, których chce obdarować.
„Zaczyn, dający gwarancję na udany wypiek, no i ciężka sztuka zarabiania ciasta. Będzie idealne, jeśli całość będzie odchodziło od garnka i ręki. Ręka ma być czysta!”
No i te dodatki, śliwki, truskawki, porzeczki, wiśnie, jabłka-wszystko z domowego ogrodu. I ten zapach wydobywający się podczas pieczenia, zwiastujący drożdżową ucztę.
Do dziś pamiętam i do dziś się śmieję z reakcji babci, jak przyłapuje mnie na wyjadaniu surowej kruszonki. I nie ważne czy mam 10 czy 24 lata, za każdym razem brzmi tak samo: „Aniu, nie jedz surowego ciasta, bo brzuch będzie cię bolał”, a ja za każdym razem odpowiadam jej tak samo: „Tak babciu, jeszcze jeden kawałek i obiecuję, że to moja ostatnia zjedzona kruszonka. Kochana, za każdym razem mi wierzy. Tak samo jak po upieczeniu ciasta, wierzy w moje zapewnienia, że nie będę pozbawiała świeżo upieczonego ciasta śliwek czy kruszonki.
Po godzinnej kwarantannie- tak nazywam przymus związany z czekaniem na ostudzenie, następuje ten długo wyczekiwany moment- ciasto jest gotowe do zjedzenia. I nigdy nie kończy się na jednym kawałku i na jednej szklance mleka.
Jeden dzień, jedna sobota, jeden rytuał i jedna wyjątkowa kobieta. Dzięki niej wiem, co to dzieciństwo, tradycja, miłość i wartości rodzinne. Moje szczęście.
ano tak, zapomniałam się podpisać :)
OdpowiedzUsuńNależę do grona wybranych, których smak i zapach dzieciństwa wraca co sobotę. Wtedy to moja babcia poświęca cały dzień na swój drożdżowy rytuał. Magiczna receptura, której nie chce zdradzić nikomu, magiczny garnek, a przede wszystkim te magiczne ręce. Ręce, przez które przewinęły się kilogramy drożdżowego ciasta dla dzieciaków, rodziny i znajomych. Zamykam oczy i wspominam dzień, w którym próbowała mnie namaścić na swojego następcę. „Aniu, pamiętaj, że wszystko musi być idealne, świeże drożdże, ciepłe, ale nie gorące mleko. Pamiętaj, gorące mleko zabija drożdże. Suchy, duży garnek, aby pomieścił ciasto na trzy blachy, nikt nie może zostać na niedzielę bez domowego ciasta; odpowiednie ciepło w kuchni, silne dłonie i odrobina miłości”. Odrobina miłości, ten magiczny składnik, który nadaje jej drożdżowemu ciastu charakter i smak. Serce, które wkłada w każdy wypiek, wyobrażenie miłości do bliskich, których chce obdarować.
„Zaczyn, dający gwarancję na udany wypiek, no i ciężka sztuka zarabiania ciasta. Będzie idealne, jeśli całość będzie odchodziło od garnka i ręki. Ręka ma być czysta!”
No i te dodatki, śliwki, truskawki, porzeczki, wiśnie, jabłka-wszystko z domowego ogrodu. I ten zapach wydobywający się podczas pieczenia, zwiastujący drożdżową ucztę.
Do dziś pamiętam i do dziś się śmieję z reakcji babci, jak przyłapuje mnie na wyjadaniu surowej kruszonki. I nie ważne czy mam 10 czy 24 lata, za każdym razem brzmi tak samo: „Aniu, nie jedz surowego ciasta, bo brzuch będzie cię bolał”, a ja za każdym razem odpowiadam jej tak samo: „Tak babciu, jeszcze jeden kawałek i obiecuję, że to moja ostatnia zjedzona kruszonka. Kochana, za każdym razem mi wierzy. Tak samo jak po upieczeniu ciasta, wierzy w moje zapewnienia, że nie będę pozbawiała świeżo upieczonego ciasta śliwek czy kruszonki.
Po godzinnej kwarantannie- tak nazywam przymus związany z czekaniem na ostudzenie następuje ten długo wyczekiwany moment- ciasto jest gotowe do zjedzenia. I nigdy nie kończy się na jednym kawałku i na jednej szklance mleka.
Jeden dzień, jedna sobota, jeden rytuał i jedna wyjątkowa kobieta. Dzięki niej wiem, co to dzieciństwo, tradycja, miłość i wartości rodzinne. Moje szczęście.
Ana,
ancymonek@vp.pl
Pożyczka gotówkowa na Święta! Chcesz sprawić sobie i bliskim radość z nadchodzących wakacji? Spełnij wszystkie marzenia biorąc najlepszą pożyczkę. Sprawdź aktualne promocje pożyczek gotówkowych na Boże Narodzenie i Sylwestra 2021/2022; E-mail: pamelarosaflores11(A)gmail.com
OdpowiedzUsuń